niedziela, 22 czerwca 2014

Bo stopom też trzeba dogadzać

Moje stopy są dość wymagające, wrażliwe na niewygodne buty i długie spacery. Kiedyś nie przywiązywałam do ich pielęgnacji szczególnej uwagi. Potem przyszedł czas kombinowania z różnymi kosmetykami, niestety bez większych pozytywnych efektów. Z reguły zniechęcała mnie gęsta konsystencja kremów, które kiepsko się wchłaniały, co zniechęcało mnie do regularnego stosowania. Obecnie mogę kłaść się spać z posmarowanymi stopami bez obaw, że kosmetyk wetrę w niewinną pościel. A to za sprawą masła do stóp Fusswohl :)




Masło kupiłam w Rossmannie za ok. 12 zł (200 ml).

 Co obiecuje producent?


"Masło do stóp Fusswohl z wartościowymi składnikami w postaci masła shea, oleju z avokado i wosku pszczelego dostarcza suchej skórze stóp bogatej pielęgnacji, czyniąc ją znów miękką i sprężystą. Urea i gliceryna stabilizują poziom nawilżenia skóry. Mięta i limetka dostarczają uczucia świeżości".

Czy obietnice zostały spełnione?


Jak najbardziej! Odkąd go używam nie mam problemu z suchą skóra, zrobiła się gładka i faktycznie bardziej miękka. Nawet długie spacery w niedostosowanych do tego sandałach nie przysporzyły mi kłopotu :) Masło świetnie się wchłania i jest bardzo wydajne. To najlepszy kosmetyk do stóp z jakim miałam styczność i na pewno będzie towarzyszył moim stopom przez dłuuugi czas! 












Pozdrawiam serdecznie,


Kocimiętka

wtorek, 17 czerwca 2014

Odżywka do rzęs Celia - niska cena, marny efekt

Kilka miesięcy temu w celu ratowania wypadających i słabych rzęs wybrałam się w poszukiwaniu odżywki. Z racji bardzo ograniczonego budżetu padło na wzmacniającą odżywkę do rzęs firmy Celia - najtańszą ofertę w drogerii za całe 8,50 zł. 




Odżywka posiada składniki, które mają gwarantować odżywienie i wzmocnienie rzęs, mają przeciwdziałać ich wypadaniu oraz sprawić, ze staną się miękkie i błyszczące. A to wszystko za sprawą skrzypu, tataraku i lnu. Stosowałam ją głównie wieczorem, producent twierdzi, że nadaje się jako baza pod tusz, ale w moim przypadku to się nie sprawdzało. Po użyciu odżywki rzęsy były bardzo sztywne i kiepsko przyjmowały kosmetyk. 

Efekty?

Żadne.. Rzęsy dalej wypadały, żadnego obiecanego wzmocnienia, błyszczenia i miękkości nie zauważyłam. Zużyłam ją do stylizacji brwi, tu spisywała się lepiej, chociaż dawała trochę zbyt "mokry" efekt.

Obecnie czaję się na serum z L'oreala, w mojej drogerii kosztowało 18 zł, ostatnio w jednej z drogerii internetowej widziałam je za 11. Myślę, że przyjdzie na nie czas ;)





Pozdrawiam serdecznie,


Kocimiętka



środa, 11 czerwca 2014

Ochrona przeciwsłoneczna - mój hit i bubel

Wracam z krótką oceną kosmetyków przeciwsłonecznych, w które postanowiłam zainwestować. Mam jasną karnację i po pierwszym kontakcie z mocniejszym słońcem zawsze cierpię i straszę czerwoną skórą. W tym roku postanowiłam przechytrzyć promienie i odpowiednio się przed nimi zabezpieczyć. Mój wybór kremu do twarzy był strzałem w dziesiątkę, natomiast balsam przeznaczony do ciała jest kompletną porażką.. A oto oni:

Krem matujący Vichy Capital Soleil z ochroną SPF 50. 




Przeznaczony jest do tłustej i mieszanej cery, szybko się wchłania - bardzo szybko, trzeba się śpieszyć z rozprowadzaniem ;) Kosmetyki do makijażu dobrze się na nim trzymają. A co więcej, gdyby nie przebarwienia i niedoskonałości, mogłabym go nakładać bez towarzystwa podkładu czy pudru, bo naprawdę świetnie matuje i pozostawia skórę gładką. No i przede wszystkim jak dotąd moja twarz nie zdąrzyła zamienić się w buraka, czyli faktycznie chroni przed złym działaniem słońca ;)






















Kupiłam go za 43 zł na dozie, w chwili obecnej cena podskoczyła do prawie 55 zł, na dodatek kosmetyk jest już niedostępny. Jak widać idealnie trafiłam z zakupem, moment przed rozpoczęciem sezonu na tego typu specyfiki ;)


Teraz czas na bubel do ciała. Wybrałam na szybko przed spontanicznym wyjazdem nad jezioro (no dobra, chłopak wybrał, bo znudziło go czekanie aż się w końcu zdecyduje) wodoodporny balsam do opalania od Soraya SPF 50. 



Od pierwszego użycia wiedziałam, że się nie polubimy. Źle się rozsmarowuje, ręce zostawia tak klejące, że bez mycia się nie obejdzie.. Zostawia na skórze białe sproszkowane smugi, brudzi ubrania. Skutecznie zniechęca mnie to do jego użytkowania.. Ale jakoś muszę go zużyć, kosztował 25 zł (wyrzucone w błoto). Producent twierdzi, że nadaję się on również do skóry twarzy.



I na koniec, na poprawę humoru po nieudanym zakupie, śliczny kwiatek dorwany na promocji w Kauflandzie :D Zauroczył mnie swoimi małymi kwiatkami i super doniczką - konewką ;) Mam nadzieję, że troszkę ze mną pobędzie i przeżyje moją niezbyt profesjonalną pielęgnację ;)











Pozdrawiam serdecznie,


Kocimiętka

czwartek, 22 maja 2014

Pierwsze zakupy półproduktowe

Już od dawna z błyskiem w oku przeglądałam strony z półproduktami kosmetycznymi, zastanawiając się nad olejami do twarzy i hydrolatami. Nareszcie przyszedł dzień, w którym zdecydowałam się na kilka rzeczy i postanowiłam się nimi "pochwalić" :)




Pewniakiem był hydrolat z róży, używałam kiedyś wodę różaną innej firmy, wspominam ją bardzo dobrze. Mój nowy nabytek zniechęcił mnie na początku zapachem, jest strasznie mocny i duszący, jak dla mnie to pachnie zepsutą różą. Na szczęście po rozpyleniu/wtarciu wacikiem w skórę ten smród mija, a skóra zostaje gładka i miękka :) Będę go używać zamiast toniku oraz do odświeżania w ciągu dnia (część przelałam do butelki z atomizerem).




Następny zakup to olej konopny, naczytałam się o jego cudownych właściwościach i szybkim wchłanianiu, na czym mi zależy. Użyłam go dopiero raz ale zrobił na mnie świetne wrażenie, faktycznie idealnie się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy. Skóra jest gładka, miękka, po prostu cudowna! :)




I na koniec zestaw eksperymentalny, z którego mam zamiar stworzyć tonik kwasowy z przepisu znalezionego na stronie sklepu z półproduktami. Z lekką obawą zdecydowałam się na kwas mlekowy. Mój kontakt z kwasami ogranicza się do używania Acnedermu, który nie przyniósł mi spektakularnych efektów. Do tego witamina B3 i hydrolat z róży.





Podczas używania kwasów należy zadbać o ochronę przeciwsłoneczną, więc postanowiłam zainwestować w porządny filtr. Cały wieczór czytania różnych opinii i składów zaobfitował w zamówienie kremu matującego Vichy Capital Soleil SPF 50 na dozie, nie mogę się doczekać smsa z informacją, że kosmetyk już na mnie czeka ;)




Pozdrawiam serdecznie,


Kocimiętka

poniedziałek, 19 maja 2014

Krem nawilżający tradycyjny - Fitomed

Krem tradycyjny od Fitomedu jest pierwszym kremem, którego używam regularnie. Kupiłam go w poszukiwaniu dobrego nawilżacza, który nie zaszkodzi mojej kapryśnej cerze. To był strzał w dziesiątkę :)



Krem przeznaczony jest dla cery tłustej i mieszanej, ma działanie nawilżające, wygładzające oraz łagodzące. Mają to zapewnić aktywne składniki: woda z kwiatu pomarańczy, wosk ze skórki pomarańczy, hialuronian sodu oraz olej rokitnikowy. Dokładny skład widzimy na zdjęciu poniżej.




Krem pachnie bardzo świeżo, szybko się wchłania i jest strasznie wydajny - wystarczy naprawdę odrobina. Używam go co rano pod makijaż, nie powoduje szybszego przetłuszczania skóry i dobrze współgra z podkładami. Czasem używam go wieczorem, rano cera jest nawilżona, sprężysta i gładka :) Co ważne, nie zapycha jej, a ja już zapomniałam co to suche skórki. Po zakończeniu opakowania wypróbuję coś innego, mam kilka kosmetyków naturalnych na oku, ale na pewno będę do niego wracać.




Plusem jest też cena, za 50 ml kremu zapłacimy 12 zł. Zniechęcać może jedynie czas ważności, należy go zużyć do trzech miesięcy po otwarciu. Tak to już bywa z kosmetykami, które nie są napakowane chemią ;)








Pozdrawiam serdecznie,


Kocimiętka

poniedziałek, 5 maja 2014

Pierwszy makijaż na blogu - "domowy" eyeliner

Proszę więc o wyrozumiałość ;) Naszła mnie dzisiaj ochota na kolorową kreskę, nie posiadam jednak eyelinera w interesującym mnie kolorze. Przypomniałam sobie o zielonym sypkim cieniu, który dostałam kiedyś jako prezent do zakupów internetowych. Dodałam do niego krople do oczu - zielony eyeliner gotowy :)








Na początek nałożyłam na górną powiekę cień z paletki Absolute Nude od Catrice (drugi od lewej).





Potem zrobiłam zieloną kreskę, stwierdziłam jednak, że potrzebuje jakiegoś "wzmocnienia", dodałam więc również czarną kreskę.














Na dolnej powiece wylądował  Colossal Kajal od Maybelline, który roztarłam pędzelkiem.















Na koniec wytuszowałam rzęsy moją nowością - tuszem Spectacular Me od Lovely.











Tak wygląda efekt końcowy:







Niby nic specjalnego, ale bardzo spodobał mi się taki wiosenny akcent na moim oku :) Tym bardziej, że mój codzienny makijaż nie należy do zbyt bogatego w kolory.

Posiadam paletkę cieni z Technic Electric, kolory w niej są straaaasznie nasycone i neonowe. Myślę, że przez kolejne dni będę testować myk z kroplami do oczu również z nimi, próbując zamienić je w trwały eyeliner ;) Czeka mnie kolorowy tydzień! 







Pozdrawiam serdecznie,


Kocimiętka

wtorek, 29 kwietnia 2014

Nowości w mojej kosmetyczce

Z okazji znanych chyba wszystkim drogeryjnych wyprzedaży wzbogaciłam się o kilka kosmetyków do makijażu. Szału nie ma, ale jestem z nich zadowolona ;)




Cienie Color Tattoo od Maybelinne atakują mnie od dawna z różnych blogów, w końcu mam okazję sprawdzić na własnej skórze o co tyle szumu ;) Czaiłam się na kolor Permanent Taupe, czytałam, że nadaje się również do podkreślania brwi. Niestety - w jednym Rosmanie nie było go w ogóle, a w drugim zostało ostatnie opakowanie - otwarte i wymacane paluchami... Tak jak zresztą większość tego co zostało na półkach. Kolor, który wybrałam to Endless Purple, jedyny zamknięty i nietknięty jaki udało mi się znaleźć.




Tusz do rzęs brałam w ciemno, padło na Spectacular Me od Lovely. Mascara pogrubiająco-wydłużająca z gumową szczoteczką. Po pierwszym użyciu jestem zadowolona, zobaczymy co będzie dalej.






Czas na podkłady. Multifunkcyjny antybakteryjny krem BB od Under Twenty w kolorze 01 jasny beż - zawsze był dla mnie zagadką, podchodziłam do niego z nieufnością. Zobaczymy czy słusznie.





I kupiony zupełnie spontanicznie podkład Match Perfection od Rimmel w kolorze 010 Light Porcelain. Używałam go już kilka razy, jest całkiem niezły, może troszkę zbyt różowy, ale przypudrowany nie daje efektu świnki.





Cieszę się, że nie ogarnął mnie wyprzedażowy szał i udało mi się zachować zdrowy rozsądek podczas zakupów ;) Biorę się za więc za testowanie. 









Pozdrawiam serdecznie,



Kocimiętka

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Całkiem fajny puder w beznadziejnym opakowaniu

Mowa o transparentnym pudrze sypkim od Max Factor. 



Na początku zaskoczył mnie jego kolor, dotychczasowe pudry transparentne, z którymi miałam do czynienia były jasne. Nie byłam więc przekonana czy na pewno będzie dla mnie odpowiedni, okazało się jednak, że świetnie dopasowuje się do koloru skóry. Nakładany moim chińskim pędzlem dobrze się rozprowadza, nie wchodzi w załamania skóry, nie podkreśla zmarszczek ani ewentualnych sucharków. Ładnie kryje niedoskonałości i przebarwienia, matowi cerę.

Mimo tylu zalet za każdym razem gdy mam go użyć (czyli ostatnimi czasy prawie co rano) trafia mnie szlak ;) Puder zapakowany jest w beznadziejne odkręcane pudełko, z którego sypie się niesamowicie. Na zdjęciu widać, że siateczka przepuszcza bokami dużą ilość kosmetyku. Plastikowa nakładka wcale nie chroni pudru przed wysypaniem. Trzeba uważać na ubrania przy jej wyciąganiu ;] Była do niego dołączona gąbeczka - niby puszek, ale szybko się jej pozbyłam, niezbyt się sprawdzała. 

Podsumowując, puder - godny uwagi, opakowanie jest jego jedynym ale za to bardzo dużym minusem. Wolę nie wiedzieć jak mogłaby wyglądać kosmetyczka czy - gorzej - torebka, po dniu wędrowania z tym pudrem w środku ;) Do użytku domowego można jeszcze przecierpieć, ewentualnie przesypać go do lepszego opakowania, jeśli takowe się posiada. Kiedy go wykończę rozejrzę się jednak za czymś innym, mimo zalet zniechęca mnie potrzeba sprzątania wszystkiego wokół po każdym jego użyciu.















Pozdrawiam serdecznie,



Kocimiętka



czwartek, 3 kwietnia 2014

Lakier firmy Delia i kryzys paznokciowy

Lakiery od Delii są dla mnie nowością. Nie wzbudzały mojego zainteresowania, do czasu aż zostałam obdarowana dwoma kolorami z serii Coral Prosilk. Jeden z nich to prezentowany dziś przeze mnie nr 100. Trudno mi go opisać, ani to zieleń, ani niebieski, ani morski. W każdym razie jest przyjemny dla oka, a dla paznokci jeszcze przyjemniejszy - producent obiecuje, że zawarty w nim kompleks PROSILK z proteinami jedwabiu pielęgnuje paznokcie, chroniąc je przed promieniowaniem UV. Niesamowite :)




Bardzo polubiłam ten lakier, wytrzymuje na moich paznokciach kilka dni, bez większych urazów, co w moim przypadku jest nie lada wyczynem. Oprócz tego dobrze się rozprowadza i dość szybko wysycha. Kosztował 6 zł, nie widziałam go w znanych drogeriach, myślę, że kosmetyki firmy Delia częściej znajdziemy w mniejszych czy osiedlowych sklepikach.




Stan moich paznokci i skórek pozostawia wiele do życzenia i trudno mi sobie z tym poradzić. Nie pomagają ani odżywki ani wcieranie olejków :/ Dlatego rzadko je ostatnio maluję i staram  się regularnie je podcinać na krótko. Jednym z moich problemów jest rozdwajanie paznokci, na końcówkach tworzy się jakby druga warstwa, która przy byle okazji odchodzi... Nie mam zdjęć, dopiero pisząc posta o tym pomyślałam, chociaż z drugiej strony nie chcę straszyć zbłąkanych dusz, które tu trafią ;) W każdym razie nie mam już pomysłu jak się z tym uporać. Może czas na jakieś badania kontrolne, zaczynam się zastanawiać czy to nie efekt niedoborów witamin, lub inne sprawy zdrowotne.












Pozdrawiam serdecznie,



Kocimiętka

niedziela, 16 marca 2014

Wspomagacz w walce z niedoskonałościami skóry - olejek herbaciany

O cudownych właściwościach olejku herbacianego czytałam już bardzo dawno temu, ostatni kryzys twarzowy spowodował, że w końcu poznałam się z nim osobiście ;)



Pewnego ranka obudziłam się z wielką czerwoną kropką na środku nosa, której żaden podkład czy korektor nie był w stanie zakryć.. Przez pierwsze dwa dni używałam tradycyjnie pasty cynkowej, nie pomogło to jednak ani trochę. Przypomniałam sobie wtedy o olejku herbacianym i pobiegłam do sklepu zielarskiego. Za 7 ml naturalnego australijskiego olejku zapłaciłam 14,50 zł. Myślę, że to dobra cena za tak strasznie wydajny produkt. 

Na załączonej ulotce przeczytamy, że jest on pomocny w przypadku dolegliwości takich jak:
  • pryszcze, trądzik
  • drobne oparzenia, rany i skaleczenia
  • kaszel i katar
  • bóle gardła
  • ukąszenia owadów
  • kleszcze
  • stany zapalne dziąseł
  • opryszczka wargowa
  • grzybica stóp i paznokci
  • infekcja paznokci
  • pranie pieluszek

Olejek posiada właściwości bakteriobójcze, grzybobójcze, znieczulające i uśmierzające. To naturalny środek antyseptyczny. Nadaje się wyłącznie do użytku zewnętrznego - tworzenia roztworów, wcierania, kąpieli czy, w przypadku bólu gardła czy dolegliwości dziąseł, płukania ust. Ma bardzo silne działanie, dlatego w przypadku wystąpienia podrażnień, reakcji alergicznej, należy przerwać stosowanie. Moja skóra na szczęście go akceptuje ;) Przez dwa dni smarowałam nowego nieprzyjaciela samym olejkiem dwa razy dziennie. Po tym czasie było widać znaczną poprawę, pryszcz ładnie się goił, została mała różowa plamka, którą z łatwością mogłam zamaskować. Zmieniłam więc taktykę ;) Codziennie wieczorem po demakijażu na wacik nasączony tonikiem ziołowym daję trzy krople olejku herbacianego, przecieram nim twarz, ze szczególnym uwzględnieniem miejsc, w których z reguły wyskakują mi różne brzydkie rzeczy. Jak dotąd nie pojawiło się nic nowego, uważam, że to właśnie zasługa olejku. Po jego użyciu skóra jest bardzo odświeżona, czuję przyjemne chłodzenie :) Używam go od jakiś trzech tygodniu i na razie nie zamierzam z niego rezygnować. Szkoda tylko, że tak późno się na niego zdecydowałam!











Pozdrawiam serdecznie,

Kocimiętka

środa, 12 marca 2014

Szminka w kolorze Coral Garden

Mazideł do ust u mnie aż nadmiar, ale podczas ostatniej wizyty w Naturze nie mogłam się opamiętać i wrzuciłam do koszyka kolejną pomadkę ;) Skusiła mnie zapewne promocja - pomadki od Rimmela Moisture Renew kosztowały ok. 10 zł. Mój wybór padł na kolor o bardzo wiosennej nazwie Coral Garden. Opakowanie szału nie robi, ale sprawia wrażenie trwałego, więc często lata sobie swobodnie w torebce. Co w sobie kryje?






Trudno określić mi ten kolor, na ustach jest o wiele bardziej delikatny, taki mocniejszy róż z odrobiną czerwieni. Bardzo mi się spodobał, łatwo można dawkować sobie ten kolor, panując nad jego natężeniem. Producent obiecuje super nawilżenie ust i niezwykłą gładkość, które zapewnić mają: kolagen, peptydy oraz kwas hialuronowy. Pomadka posiada filtr przeciwsłoneczny - SPF 20. Ja nie odczuwam żadnego głębszego nawilżenia, ale plusem jest, że nie podkreśla suchych skórek, troszkę też wygładza usta. Smak i zapach niestety troszkę mi przeszkadza, do najprzyjemniejszych nie należy. Jeśli chodzi o trwałość to raczej nie mam jej nic do zarzucenia, jest standardowa w moim przypadku - 2-3 godziny, obiadu z trzech dań nie wytrzyma ;)




Za dyszkę kupiłabym z chęcią inne kolory, jednak normalna cena (ok. 25 zł) jest trochę zbyt wygórowana, myślę, że za taką kwotę można znaleźć coś o wiele lepszego. Jestem wybredna jeśli chodzi o produkty do ust ;)

















Pozdrawiam serdecznie,


Kocimiętka

wtorek, 11 marca 2014

Mydełka Tuli w pielęgnacji skóry twarzy

Po dłuższej nieobecności wracam, aby wychwalić kilka mydlanych kostek ;)

Nigdy nie byłam przekonana do mycia twarzy mydłem. W latach najintesywniejszego dojrzewania polecono mi zwykłe szare mydło, które miało pomóc mi w walce z natrętnymi zaskórnikami. Sahara po jego użyciu zniechęciła mnie jednak do dalszych mydlanych eksperymentów. Do czasu poznania mydełek Tuli - po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii na temat ich mydła węglowego postanowiłam zaryzykować. Zamówiłam trzy rodzaje: mydło węglowe, supertłuste oraz z czerwoną glinką. Są dostępne w sklepie internetowym firmy, w dwóch różnych rozmiarach - ja wybrałam mniejszą wersję ok. 35 g w cenie 4 zł. Mydełka są straaasznie wydajne. Jak dotąd udało mi się zużyć węglowe, jestem w trakcie używania mydełka supertłustego. 


Mydło węglowe


Mydło węglowe stało się moim ulubieńcem jeśli chodzi o produkty służące do oczyszczania skóry. Używam go przede wszystkim do twarzy, świetnie oczyszcza nie wysuszając przy tym skóry. Zdaję sobie sprawę, że mogłoby być inaczej przy jego częstszym używaniu, dlatego stosuję je z reguły co trzeci dzień. Skóra jest odczuwalnie czysta, aż skrzypi. Myślę, że nie ma potrzeby oczyszczać ją tak mocno codziennie. Bałam się trochę, że nie będę potrafiła posługiwać się takim mydłem, jednak okazało się, że wspaniale się pieni i nie ma problemów z jego użyciem. Trzeba tylko uważać na oczy, bo mogę szczypać ;) Mydło to nie pomogło mi całkowicie pozbyć się problemu zaskórników i innych nieprzyjaciół, ale dzięki niemu takie niespodzianki szybciej się goją, a skóra jest o wiele lepiej oczyszczona niż wcześniej.

oliwa, olej kokosowy, woda, olej palmowy, olej rycynowy, masło shea, olej ryżowy, olej ze słodkich migdałów, masło kakaowe, wodorotlenek sodu, wosk pszczeli, aktywowany węgiel drzewny, olejki zapachowe


Mydło supertłuste


To mydło mocno przetłuszczone, również oczyszczające jednak delikatniejsze niż mydło węglowe. Z tego powodu polecane jest do cery wrażliwej, suchej, podrażnionej, zanieczyszczonej. Jest to mydełko peelingujące - zawiera mielone migdały, skórkę cytrynową oraz mąkę owsianą. Możemy używać go do mycia ciała oraz twarzy, jednak ze względu na zawarte w nim dodatki nie jest polecane do mycia włosów.

Mydełka supertłustego używam wyłącznie do mycia twarzy, faktycznie jest delikatniejsze niż węglowe, jednak nadal dobrze oczyszcza. Po jego użyciu skóra jest miękka i delikatna. Jeśli chodzi o efekt peelingujący, to bardziej odczuwają go moje dłonie niż twarz - z reguły moczę mydło, spieniam je w dłoniach a pianą czyszczę skórę. Mycie twarzy całą kostką nie jest zbyt wygodne ;)

oliwa, olej kokosowy, woda, olej palmowy (czerwony), masło shea, olej rycynowy, masło kakaowe, olej ryżowy, wodorotlenek sodu, wosk pszczeli, mąką owsiana, mielone migdały, skórka cytrynowa, olejki zapachowe


Mydło z glinką czerwoną


Ostatnie mydełko nadal czeka na swoją kolej ;) Zawiera czerwoną glinkę francuską, o działaniu oczyszczającym i wygładzającym. Jest szczególnie polecane dla cery dojrzałej, wrażliwej, naczynkowej oraz przesuszonej. Mnie skusiła właśnie wzmianka o zapobieganiu pękaniu naczynek :) Jak już skończę mydełko supertłuste, to nadejdzie czas aby to zweryfikować!

oliwa, olej kokosowy, woda, olej palmowy, masło shea, olej rycynowy, masło kakaowe, olej ryżowy, wodorotlenek sodu, wosk pszczeli, francuska czerwona glinka Illite, hydrolizowany jedwab, olejki zapachowe




Mydlarnia Tuli ma w swojej ofercie wiele rodzajów mydełek, doliczyłam się 23 ;) Po dobrych doświadczeniach z mydłem węglowym oraz supertłustym mam ochotę poznać ich więcej. 
Warto wspomnieć o ich przechowywaniu - po użyciu należy pozostawić je do wyschnięcia (trwa to bardzo szybko), gdyż pozostawione we wodzie rozmięknie i nie będzie się już nadawało do użytku.




Od lewej: mydło węglowe, supertłuste oraz z glinką czerwoną. Czyż nie wyglądają uroczo? :)











Pozdrawiam serdecznie,

Kocimiętka


wtorek, 25 lutego 2014

Chińskie pędzle do makijażu - miłe zaskoczenie

Już od dawna marzę o porządnych pędzlach, które będą mi służyć długie lata. Jak na razie dorobiłam się pędzla do podkładu z Hakuro, na celowniku były również produkty od Ecotools. Ceny takich pędzelków są niestety zbyt wysokie w stosunku do moich obecnych dochodów ;) Przeglądając stronę jednego z chińskich sklepów internetowych w oko wpadł mi właśnie zestaw pędzli (niby) Ecotools. 



Cena to ok. 4$ z darmową wysyłką, więc cały interes kosztował mnie jakieś 12 złotych. Na paczkę czekałam niecały miesiąc, choć wybierając darmową, nierejestrowaną wysyłkę, przygotowałam się psychicznie na to, że może w ogóle do mnie nie dotrzeć ;) Były to moje pierwsze chińskie zakupy.

 Opakowanie, materiałowa "kosmetyczka", prezentuje się bardzo licho, otwierając ją pierwszy raz miałam nieodparte wrażenie, że te guziczki odpadną. O dziwo tak się nie stało ;)


W zestawie znajdują się 4 pędzle: do korektora, cieni do powiek, pudru/różu oraz baby kabuki. Jedynie pędzelek do cieni nie przypadł mi do gustu, jest na tyle duży i roztrzepany, że pojęcia nie mam jak w jaki sposób go używać. Spróbowałam raz, cienie wylądowały na nosie, co zniechęciło mnie do dalszego użytkowania tego wynalazku :)




Nieudany pędzelek do cieni.

Pędzelek do korektora.

Tego pędzla używam do różu i bronzera, jest lekko spłaszczony.


I ostatni z wesołej gromadki, baby kabuki, którym nakładam sypki puder.


Pędzle są całkiem solidne, a włosie jest meeega delikatne! Przeżyły już pranie nie gubiąc przy tym żadnego włoska. Nie żałuję swojego zakupu, śmiać mi się chce jak pomyślę, że kosztowały 12 zł ;) Cena takiego oryginalnego zestawu wynosi ponad 50 zł. Oprócz cieniowego nieudańca, to naprawdę fajne pędzle, warte uwagi, zwłaszcza osób takich jak ja, których makijaż nie jest zbytnio profesjonalny, a na droższe pędzle nie mają funduszy ;)

Jak widać, czasem "chińskie" nie oznacza "kiepskie". Lecę się malować :)








Pozdrawiam serdecznie,

Kocimiętka